Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
O SOBIE · Andrzejowi Branstatterowi

na płaśni (nie)tuzinkowy koncert
 
Tobie Jędrzku, pasuje ta scena!
 
myślę teraz obrazami ...
myślę szybko i bezboleśnie
z innej strony rozumiem ten stan
wiem to nie jest łatwe
 
koniecznie trzeba tak zagiąć kolana
aby dotknąć zwrotnego wózka
na trzech kółkach podestu ułożyć nogę przy nodze
nim krok postąpisz  
ręce położyć na prowadnicy
            
ze zwieszoną głową obserwujesz stopy
siedząc na krawędzi czarnego fotela
szczęściem jest pulsująca energia
gdy ból w radości można z innymi dzielić
 
podwójna radość w Chicago po latach 12
mrok ustępuje wobec światła
sceniczna jasność
i słowa słychać jak długo czekaliśmy na Ciebie
 
mocniej biją serca i znika niepokój
radość napływa falą wzruszeń
wielka cisza na płaśni
 
- Moje Pocieszenie …
 
gasną światła
na Andrzeja padają reflektory
nie traci głowy
                          zanucił głosem cichym
                                                                  do głębi
wyłuskał z mroku ornamenty wzruszeń
ogrom jego tęsknot i umiłowań
echem się niesie fantazja
 
Krywań , Hawrań …
wierch , dolina …
idą Przyjaciele …
 
ziemia drży pod naporem tańca
dziyweckie śpiewanie
miesza się z rzewnymi  nutami
 
gęśle płaczą do wtóru
basy dotykają łez
na wytartym gryfie
bard Jurecki
na miarę czasu ...
wycina znamię na sercu.
 
znów radość napływa falą śpiewu
Hanusi (Rybki) Basi (Giewont)
swobodnie  jak zawsze takie same
dwie twarze (trzecia ciągle w mroku)
wszystkie są nasze otworają serca
w dźwiękach tłum zastygły
w pozach widać skupienie
pomiędzy uśmiechy zadziwienie

szukają myśli następnej śpiewogry
 
myślę teraz obrazami …
patrzę na to doskonałe dzieło
jakie wyszło z rąk Twoich ( Jędruś )
z ust Twoich wzięty początek
 
powstali ci co przyszli z podziwem
wpatrywali się w koncert
dzwoniły dłonie dobrodziejstwem o szczególne łaski
owacją na stojąco.

Chicago, 19 maja 2006                                          
PS. Przyjacielowi, Andrzejowi Brandstatterowi za koncert  w Copernicus Center …
Jędrzku - - - to prawda, że w gęstniejącym lesie wspomnień coraz trudniej dobrać odpowiednie słowa!

Ten wierszyk napisałem Andrzejowi Branstatterowi, kiedy był z koncertem w Chicago na zaproszenie Polonii.
Andrzeja znam jeszcze z młodości, mieszkał na Skibówkach, tańczył w Bartusiach, od dzieciństwa miał zacięcie do muzyki.